Bedłki z gatkami albo bez gatek
22.10.2008
Według tradycji ludowej, powodzenie w grzybobraniu poparte jest sprzyjaniem sił nadprzyrodzonych
Powszechna w całej Polsce legenda o powstaniu grzybów mówi o św. Piotrze, który, będąc głodnym, jadł chleb w tajemnicy przed Jezusem.
Zapytany o coś przez Niego, wypluwał pod krzak chleb i odpowiadał. Pan, żeby ów wypluty chleb się nie zmarnował, zamienił go w grzyby. Powstanie grzybów naznaczone jest więc łakomstwem, kłamstwem, grzechem. To może tłumaczyć traktowanie grzybów jako pokarmu niepełnowartościowego, stworzonego z głodu i z głodu spożywanego.
Las, gdzie rosną grzyby, to obszar nieznany, obcy, miejsce straszne, przypominające obraz zaświatów. Jest w kulturze ludowej siedliskiem diabłów i czarownic. Związek grzybów, zwłaszcza trujących, z diabłem jest widoczny w nazewnictwie: grzyb czartowy, szatan. Gołąbek wymiotny znany pod nazwą „czartopłoch”, poświęcony w dniu Matki Boskiej Zielnej miał chronić od czarta. Piestrzenica jadalna poświęcona i noszona na piersi chroniła przed urokiem.
Wśród nazw ogólnych najbardziej rozpowszechnione były: grzyb, bedłka oraz huba. Grzyby niejadalne zazwyczaj określano wspólną nazwą „psie”, czasem „fałszywe”. Zebrane grzyby przechowywano, marynując, susząc, kisząc, soląc. Świeże, oczyszczone rydze zatapiano w roztopionym maśle.
Mniej znane jest inne zastosowanie grzybów. Stosowano muchomora do trucia owadów. Z hub brzozowych wyrabiano ozdobne kwiatki do strojów, korki do butelek. Na Polesiu miąższ huby rozmaczano i rozciągano palcami, formując czapkę. Z czernidlaka atramentowego wyrabiano inkaust. Hubka wonna włożona między ubrania odpędzała mole. W Małopolsce chłopi wkładali maślaki i koźlaki w piasty kół od wozów jako smar. W zabiegach magii miłosnej, np. w Badenii, startym tęgoskórem pospolitym posypywano deski do tańca, by zyskać sympatię płci przeciwnej.
Stosowano go także w Polsce wobec ludzi dotkniętych „niemocą”. Krzysztof Kluk w swoim „Dykcyonarzu Roślinnym” z 1805 roku nazwał ten gatunek bedłką kulkową i pisał o nim: „zażycie jej bardzo pobudza do sprawy małżeńskiej”. Stosowano także grzyby w lecznictwie ludowym: wyciąg z gąski żółtej w stanach zapalnych jamy ustnej, okłady ze zmiażdżonych kapeluszy krowiaka podwiniętego (olszówka) w grzybicach, młode owocniki purchawki chropowatej jako środek krwiotwórczy w anemii, okłady z owocników maślaka sitarza na trądzik i wypryski, żucie zaś tych grzybów na bóle dziąseł.
W powszechnej opinii grzyb składa się z kapelusza i trzonu. Gdy znalezione okazy nie pasują do tego schematu, klasyfikuje się je jako grzyby, ale z dużą nieufnością, są też rzadziej spożywane.
Za przykład niech służy wspomniany już czernidlak, którego młode owocniki są jadalne i smaczne, ale ich wygląd odbiega od schematu, nie są więc spożywane. Elementem dyskwalifikującym są pozostałości osłonki u podstawy trzonu – tzw. gatki.
Wspomniany już K. Kluk w opisie „bedłki muchomora” (muchomor czerwony) podkreśla właśnie ten szczegół: „trzon tej bedłki jest gruby (…) pod głową pierścień, a pod tem gatki na części podzielone”. Za pożądane uważał „bedłki bez gatek”.
Warto wspomnieć też o przepowiedniach związanych z grzybami. Gdy grzyby śnią się pannom, wróży to powodzenie u chłopców, gdy mężatkom – są zapowiedzią ciąży. Ponieważ grzyby były uważane za pożywienie głodowe, ich wielki urodzaj mógł wróżyć ciężki rok: „Jak rok grzybowy, to nie chlebowy”.
Za siewcę grzybów uznawano św. Piotra, więc „Jak na św. Piotra deszcz, będzie grzybów urodzaj”. Mieszkańcy Warmii uważają, że jeżeli jesienią jest dużo grzybów, to będzie wojna, bo tak było w 1939 roku.
Powodzenie w grzybobraniu przypisywano raczej szczęściu niż wiedzy i uważano, że poparte jest sprzyjaniem sił nadprzyrodzonych. Wyprawę do lasu zacząć należało od przeżegnania się na jego skraju, a następnie zakopania pod krzak kawałka chleba. Po lesie należało chodzić w milczeniu.
Pozytywnym prognostykiem będzie napotkanie mężczyzny, białego konia, wiewiórki. Negatywnym zaś: zakonnicy, księdza, prawdziwym nieszczęściem zaś napotkanie starej kobiety z pustym koszem lub wiadrem. Aby to nieszczęście odwrócić, należy ową kobietę złapać za kolano.
Polaków dziwi, że Niemcy czy Anglicy raczej grzybów nie jedzą. Od wieków zaliczają się oni do mikofobów, zaś Słowianie do mikofilów, stąd dawno już obdarzono nas pogardliwą nazwą „grzybojady”. Jednak pomimo chętnego spożywania grzybów, w powszechnej opinii nie mają one wielkiej wartości odżywczej. Powiedzenie głosi, że: „Jak się człek grzybów naje, to po siedmiu latach siły nabierze”.
Dorota Kunicka
Muzeum Etnograficzne w Social Mediach