10 grudnia, „Jaka Wigilia, taki cały rok”
Wigilia to dzień przełomu, przejścia między codziennością a świętem, ze sfery profanum do sacrum. Dawniej wieczór ten wypełniony był rytuałami, stając się sam w sobie obrzędem przejścia i inicjując czas, który łączy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Bliskość zaświatów dawała dostęp do ukrytej przed żywymi wiedzy. Dzień ten obfitował więc w praktyki wróżebne, w tym gospodarskie prognozy pogody i przewidywania matrymonialne młodych. Sam jego przebieg miał mieć wpływ na to, jak będzie wyglądał cały następny rok. Starano się wstać jak najwcześniej i umyć w rzece (by być energicznym i rześkim), nie pożyczać pieniędzy (by ich nie brakowało) i nie kłócić się (by w zgodzie przeżyć cały rok). Powszechne były drobne kradzieże mające zapewnić zasobność domu. Śmieci wymiecione tego dnia warto było wyrzucić u sąsiadów, aby pozbyć się robactwa. Dobrą wróżbą było, jeśli w wigilię pierwszym gościem w domu był mężczyzna. Śmiertelnie złą – jeśli do wieczerzy zasiąść miała liczba osób „nie do pary”. Podczas wieczerzy obowiązywał zakaz ruszania się z miejsca, by w nadchodzącym roku kury siedziały na jajach. Z wyglądu ździebeł siana wyciąganych spod nakryć prognozowano o zdrowiu wróżącego. Z podpalanych parami kłębków kądzieli – o szansach panien i kawalerów. Temu samemu służyło podrzucanie kutii z nadzieją, że jej ziarna przykleją się do pułapu. Obfitość plonów i jaj w kurniku miało zapewnić gwiaździste niebo, mleczność krów – zachmurzenie, a pomyślne i szybkie zbiory – pośpieszny powrót gospodarzy z pasterki, co nierzadko skutkowało wyścigiem zaprzężonych sań!
11 grudnia, Szczodraki, kukiełki, nowe latko
Świąteczne, noworoczne pieczywo obrzędowe (słodkie lub wytrawne rogale, bułeczki, a także ciastka w kształcie zwierząt) wypiekane dawniej z żytniej, a potem z pszennej mąki oraz wzajemne obdarowywanie się nimi miało gwarantować płodność ziemi, zwierząt i ludzi oraz wszelką obfitość. Wiejskie obrzędy ku czci Nowego Lata, składanie sobie życzeń i darów na pomyślność, rozciągały się dawniej na cały okres rozumiany jako przełom starego i nowego roku, od adwentu aż po Epifanię (6 stycznia), kiedy przyniesioną z kościoła wodą święconą częstowano się i kropiono domowników i obejście, by „wyprosić” przebywające w nim w tym okresie dusze przodków. Na Kurpiach „nowe latko” – krążek z ciasta z krzyżem pośrodku i figurkami zwierząt dookoła, wypiekane na Nowy Rok dla pomyślnego chowu zwierząt, pozostawało zawieszone u powały chałupy przez cały rok.
12 grudnia, „Ach zła Ewa co zbroiła”
Okres adwentu i Godów, a zwłaszcza ich graniczny, kulminacyjny punkt – Wigilia, jako wstęp do święta, oznacza czas mocny, odtwarzanie rajskiej sytuacji stworzenia, ustanawianie świata na nowo. Czas początku uobecnia się i jednoczy z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Wpisuje się w ten porządek powszechne od czasów przedchrześcijańskich przekonanie o przebywaniu w tym czasie w domostwach duchów zmarłych przodków. Czas wkraczania w sferę sacrum oznaczał także obecność osób boskich, świętych oraz bohaterów historii stworzenia świata – Adama i Ewy. Według apokryfów pramatka Ewa miała nawiedzić grotę narodzenia i tulić w ramionach Dzieciątko Jezus. Nawiązań do raju nie brakuje również w kolędach. W podkrakowskich miejscowościach posiłek wigilijny nazywano „obiadem Adama i Ewy”. Centralna w okołoświątecznych wyobrażeniach postać Maryi nazywana jest Nową Ewą. Za snopem zboża wstawianym do chaty miało chować się, a następnie uczestniczyć w wieczerzy Dzieciątko. Zostawiano dlań na stole chleb i opłatek. Wizytujący gospodarzy w czasie Godów kolędnicy – wysłannicy Boga, opowiadają, czyli sprawiają kolędą, że sam Pan Bóg wstępuje na podwórze, orze pola, ustawia kopy zboża rzędami i złoci rogi bydła. Wigilia Bożego Narodzenia to także czas szczególnej aktywności czarownic. To przed ich zakusami miało chronić światło ognia wracających z pasterki.
13 grudnia, „Święta Łuca dnia przyrzuca”
Wspomnienie św. Łucji przed reformą kalendarza gregoriańskiego w 1582 r. wypadało 23 grudnia – w momencie granicznym przesilenia zimowego, zrównania dnia z nocą. Odtąd „wydłużają się” dni. W kulturze ludowej od 13 grudnia prowadzono baczne obserwacje pogody. Każdy z dwunastu dni pozostających do Bożego Narodzenia miał zwiastować aurę dla kolejnych miesięcy roku. Wszak „Od św. Łucji do Gód jest na dzień 77 pogód”. W dniu tym bardzo aktywne miały być czarownice. Starano się nie wychodzić z domu szczególnie po zmroku, mówiąc: „Łucyja – siedź doma!”. Dbano szczególnie by małe dzieci nie zostały „odmienione” przez czarownice. Dla ochrony wieszano w chacie i oborze poświęcone w kościele zioła. W tym dniu nie można było nic nikomu dać do ręki, aby nie zostało to wykorzystane do czarów np. odebrania krowom mleka. Aby dowiedzieć się kto jest czarownicą, trzeba było od tego dnia odkładać szczapy drewna do palenia. W ten sposób zgromadzony opał rozniecało się po wieczerzy wigilijnej, a pierwsza osoba, która przyszła wówczas do chaty była niechybnie wiedźmą. Święta Łucja wieńczyła też adwentowy zakaz pracy, od 13 grudnia można było sprzątać i podejmować inne przygotowania do świąt Bożego Narodzenia.
14 grudnia „Kto w adwenta ziemię pruje temu siedem lat choruje”
W tradycji ludowej od św. Marcina (11 listopada), kiedy dawniej zaczynał się 40-dniowy adwent, obowiązywał zakaz prac polowych i niektórych zajęć gospodarskich. Do św. Łucji (13 grudnia) nie godziło się rozpoczynać przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Do wiosny nie wolno było niepokoić ziemi. Czas ten – coraz chłodniejszy i spędzany częściej w domu – obfitował jednak w prace pomagające zabezpieczyć domostwo na długą zimę. O rzadszym opuszczaniu chaty decydowały czasem względy pragmatyczne – brak butów i odpowiednio ciepłej odzieży. Jedna para obuwia czy ciepły kożuch używane były często przez wszystkich domowników, na zmianę. Powszechnie znane powiedzenie dotyczące słomy wychodzącej z butów odnosi się do rzeczywistego sposobu zabezpieczania stóp przed mrozem i śniegiem. Kobiety podczas adwentowych wieczorów przygotowywały len na ubrania dla rodziny, darto pierze na pierzyny, rodzinnie łuskano fasolę. Mężczyźni ogacali chałupy suchymi liśćmi lub „kolkami” z iglaków, gromadzili drewno na opał i naprawiali narzędzia gospodarskie. Jeśli rodzina mogła sobie pozwolić na ubicie świni, przygotowywano mięsa na święta i całą zimę.
15 grudnia, „Chłop do cepów…”
Prace mężczyzn w czasie adwentu ogniskowały się wokół potrzeb domostwa. Gospodarze naprawiali sprzęty domowe i narzędzia, przygotowywali większy zapas drewna na opał, a przed samymi Godami także sieczki na paszę i ziarna mielonego w kamiennych żarnach, by w Święta nie łamać zakazu pracy. Kawalerowie, którzy zamierzali się żenić, wykonywali ozdobne przęślice dla upatrzonych dziewczyn. Ojcowie lub dziadkowie dłubali w drewnie nowe łyżki na wigilię, a niekiedy także zabawki dla dzieci. Zajęciem przeciągającym się od wczesnej jesieni niekiedy aż do Godów była młocka zboża. Ziarno wydobywano z kłosów przy użyciu cepa w stodołach na klepisku. Uważano, że najlepiej młócić w mroźne dni, kiedy zboże jest już dobrze wyschnięte. Część wymłóconego ziarna zostawiano na bieżące spożycie, część na przyszły zasiew. Ze zbóż wyrabiano kasze w młynach lub w domowych drewnianych stępach. Z prosa otrzymywano kaszę jaglaną, z obtłuczonego jęczmienia – pęczak czy krupy, z gryki – „tatarkę”, a z pszenicy – „peszkę”, np. na wigilijną kutię.
16 grudnia „…baba do kądzieli”
Podczas adwentowych dni i wieczorów kobiety często wykonywały swoje prace gromadnie. Sąsiadki schodziły się na kilkugodzinne wspólne darcie pierza czy przędzenie lnu i wełny na wrzecionach i kołowrotkach. Towarzyszyły tym spotkaniom baśnie i legendy, opowieści o duszach pokutujących, czarach i czarownicach, bohaterach demonologii ludowej. Oprócz wzajemnej pomocy owocowało to zacieśnianiem wiejskiej wspólnoty. Przy tej okazji planowano też swaty dla panien na wydaniu, a parobcy, którzy wiedzieli o tematyce tych rozmów niejednokrotnie zakradali się pod okna gospodyni, u której danego wieczora zbierało się towarzystwo strasząc, zawodząc i urządzając psoty jako „duchy”. Jeśli dostali się do środka, nierzadko bałaganili rozsypując pierze, a dziewczęta mażąc sadzą. Za deklarację matrymonialną uznawano publiczne wręczenie wybrance ozdobnej przęślicy. Na koniec takiego wieczoru chłopcy chętnie odprowadzali bojące się ciemności dziewczyny i kobiety do domów. Z przygotowanych nici lnianych tkano płótno na koszule, w domach rozbrzmiewał więc stukot pracujących krosien.
17 grudnia, Świąteczne porządki
W wiejskiej chałupie porządki przed świętami oznaczać mogły… poważniejszy remont. W razie potrzeby polepiano chałupy, wewnątrz bielono osmolone sadzą ściany i piece, wystawiwszy z chałupy meble do gruntownego czyszczenia. Drewniane podłogi szorowano, a polepy gliniane wysypywano piaskiem. Przed samą wigilią czyszczono z sadzy ławki przy piecu kuchennym „szczotką” np. z perzu, maczaną w piasku. Ługiem i piaskiem szorowano też drewniane naczynia. Mężczyźni urządzali porządki w budynkach gospodarskich. Kobiety prały i maglowały len na płócienne koszule, odświeżano starą odzież, by każdy miał odświętny strój. W wigilijny poranek polerowano często jedyną w całym domu, ojcowską parę butów. Używano do tego łoju czy smalcu wymieszanego z sadzą. Święta były też rzadką okazją do gruntownego umycia ciała. Przed Wigilią robiono to chętnie w misce z zanurzoną w wodzie monetą – by być czerstwym i cenionym jak pieniądz.
18 grudnia, Hołuby, pająki, leluje: świąteczne zdobienie chat
Długie adwentowe wieczory spędzano na wsi na wspólnym przygotowaniu ozdób, które miały udekorować wiejskie izby w okresie świątecznym. Dziewczęta i młodsze dzieci z wydmuszek, słomy, bibuły i glansowanego papieru przygotowywały ozdobne „cacka” na choinkę. Hucułki zawieszały w pobliżu świętych obrazów „hołuby” – gołąbki i „połowyki” – sępy z białych wydmuszek ze złotymi skrzydłami z papieru (symbole ludzkich dusz). Gospodynie przy pomocy nożyc do strzyżenia owiec z białego, cienkiego pergaminu wyczarowywały nowe firanki, które wieszały w oknach przed Wigilią. Ściany, belki powały i ramy obrazów dekorowały wystrzyżonymi z papieru misternymi wycinankami. Ze słomy lub grochu czy fasoli przygotowywały też nowego pająka wieszanego pod pułapem. Zamiecione polepy gliniane wysypywały jasnym piaskiem tworząc wymyślne motywy przypominające wzorzyste dywany.
19 grudnia, Cacka na krysban
Ozdoby choinkowe przygotowywane przez okres adwentu zawieszano na gałązkach choinki w dniu Wigilii. Oprócz ręcznie wykonanych „cacek”, dzieci ozdabiały drzewka pozłacanymi orzechami, pachnącymi piernikami, drobnymi, czerwonymi jabłuszkami i małymi świeczkami w lichtarzykach. Tradycja stawiania w domach choinek, czy „krysbanów” (od niem. Christbaum – drzewko Chrystusa), na ziemiach polskich pojawiła się pod koniec XVIII wieku. Przywędrowawszy z Niemiec najpierw zadomowiła się w miastach i pałacach arystokracji, później także we dworach szlacheckich, małych miasteczkach, a na początku XX wieku w wiejskich chałupach. W 2. poł. XIX wieku zaczęły napływać na ziemie polskie fabrycznie wykonane szklane bańki, ozdoby z masy papierowej, kartonu i tkanin. Były wśród nich aniołki, imitacje owoców, dzwoneczków, postacie tancerek i żołnierzyków, szyszek, butów i grzybków. Jednak na wsi zwyczaj przystrajania drzewka ręcznie wykonanymi „cackami” i jadalnymi ozdobami utrzymywał się do II wojny światowej. W roli bombek w uboższych domach występowały… zawinięte w sreberko ziemniaki.
20 grudnia, Kasza, żur i sucha kapusta
We wspomnieniach mieszkańców wsi jeszcze do niedawna w adwencie jadało się bardzo skromnie. Na co dzień na stole królował barszcz z kiszonych buraków lub na zakwasie chlebowym, kiszona kapusta „na sucho” lub kraszoną tylko grzybami i żur na serwatce. Suchą fasolę lub groch wzbogacano swojskim olejem lnianym. Służył on także, wraz z cebulą, jako omasta do kaszy gryczanej lub jaglanej. Chleb nie był pożywieniem powszednim, a zaprawiane mąką grochową lub ziemniakami ciasto miało mało wspólnego ze znanym dziś białym puchem pieczywa. Dawniej post obejmował wyłączenie z diety wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego, włącznie z nabiałem. Niedostatek codzienności kontrastował ze świąteczną obfitością Godów. Nawet wieczerza wigilijna, choć zgodnie ze swym składem nazywana „postnikiem”, bywała w tym kontekście bardzo obfita. Taki sam miał być nadchodzący rok.
21 grudnia, Ilość i jakość „na wigilijnym stole”
Liczba wigilijnych potraw nie była stała, na stole stawiano 3, 5, 7, 9, 12 wspólnych mis, najchętniej „nie do pary”, co symbolizować miało ich mnogość, zwłaszcza w zestawieniu z codziennym skromnym menu jednej wspólnej misy. Produkty spożywane podczas całych Godów, a zwłaszcza te użyte do potraw wigilijnych, powinny pochodzić ze wszystkich, oswojonych i nieoswojonych dziedzin świata przyrody: z pola, z ogrodu, z sadu, z wody i z lasu. Wierzono, że jeśli z którejś z tych sfer zabraknie na wigilijnym stole w przyszłym roku nie obrodzi swoimi darami. Kapusta, orzechy, jabłka, grzyby, ryby, groch, kasza, zboża – wszystkim tym produktom przypisywano znaczenie związane z magią ochronną, wegetacyjną i płodnościową. Właściwości apotropeiczne miał wykazywać czosnek, urodzaj zapewniały kasze i mąki, a za afrodyzjak uznawano orzechy. Miód miał gwarantować szczęście, a jabłka – zdrowie i siły witalne. Określenie „na wigilijnym stole” święci tryumfy wśród tytułów książek kulinarnych i opracowań z zakresu tradycji. W wiejskich domach jeszcze na początku XX wieku stoły, ustawiane pod ścianą, czy w „świętym kącie” służyły często jako domowe ołtarze. Do posiłków, również świątecznych zasiadano chętnie przy niższych, długich ławach.
22 grudnia, Potrawy regionalne i karp na każdym polskim stole
W południowej Polsce na Wigilię przygotowywano zupę z siemienia lnianego (tzw. siemieniatkę czy siemieniec), na Kujawach do dziś tradycyjnie jada się gęstą zupę z suszonych owoców, na wigilijnych stołach wzdłuż wschodniej granicy króluje przygotowana z pszenicznych ziaren kutia, na Kaszubach solony węgorz, a Śląsk słynie ze słodkich makówek. Dziś wśród kanonu tradycyjnych potraw polskiej Wigilii powszechnie wymienia się karpia, jednak historia jego popularności nie jest długa. Na wsiach na ryby na świątecznym stole stawiali ci, którzy trudnili się ich łowieniem, inni jadali przede wszystkim tanie i dostępne śledzie. Karpie, popularny dziś symbol świąt, sprowadzone na nasze tereny przez cystersów w średniowieczu, przez wieki były kosztownym rarytasem spożywanym od święta wyłącznie w zamożnych domach. Sytuacja zmieniła się, gdy tuż po II wojnie światowej ówczesny minister przemysłu ukuł hasło „karp na każdym wigilijnym polskim stole” i zainicjował tworzenie Państwowych Gospodarstw Rybackich, dzięki którym ryby te stały się tanie i łatwo dostępne.
23 grudnia, Opłatek
Dzielenie się opłatkiem jest powszechnie postrzegane jako typowo polski obyczaj świąteczny. Warto wiedzieć, że ten powszechny zwyczaj, jeszcze na początku XX wieku nie był wszędzie praktykowany. Jest to kolejny, oprócz uczty, drobnych podarków, czy wizyty kolędników, rodzaj wzajemnego obdarowywania się. Niektórzy łamali się opłatkiem już w wigilijny poranek. Sprawcza moc, jakiej w tym czasie nabierało słowo, miała zapewnić spełnienie wypowiadanych życzeń. Wierzono, że opłatek zanoszony wraz z resztkami wigilijnych potraw zwierzętom, zapewni im zdrowie i ochroni je przed działalnością czarownic. Podobne przekonania przejawiano co do ruty, która wchodziła dawniej w skład opłatków „bydlęcych”. Nie tylko karmiono nimi zwierzęta, ale też przybijano w celach ochronnych do desek obory. Opłatki, te białe i kolorowe, umieszczano także w domostwach, wieszając je na podłaźnikach, a potem choinkach i tworząc z nich misterne „światy” – przestrzenne konstrukcje o funkcji dekoracyjno-ochronnej.
24 grudnia, Dar, Boży obiad, wehikuł czasu
Przy uroczystych okazjach świątecznych możemy zakosztować rodzinnych receptur uruchamianych raz do roku. Najbardziej restrykcyjnie od wieków podchodzono do wigilijnego menu, co może mieć związek z dawnym ściśle rytualnym sensem tej uczty. Zboża, mak, miód czy groch – należały do produktów o znaczeniu obrzędowym, związanym ze słowiańskimi ucztami ku czci przodków. Z udziałem tych produktów przygotowywano znane do dziś dania świąteczne, jak kutia, kisiel owsiany czy pierniki. Gotowana pszenica i warzywa strączkowe to dawne potrawy żałobne. Mak miał ułatwiać kontakt z zaświatami. Suszone owoce symbolizowały życie uśpione w duszach przodków. Wprost o dostęp zmarłych do uczty modlili się Huculi, nakładając po odrobinie wigilijnych potraw w kąciki okien i rozrzucając bób po kątach izby przed „tajną weczerą”. To dla nich zostawiano na noc na ławach resztki wigilijnej strawy i opłatka. Ze względu na ich bezpieczeństwo chowano ostre narzędzia i chuchano na stołki przed siadaniem. Pamiątką kultu zmarłych jest pozostawianie wolnego miejsca lub nakrycia przy wieczerzy.
Muzeum Etnograficzne w Social Mediach