W czerwcu pod czerwcem siedzi czerwiec
15.06.2009
Junius – ta łacińska nazwa szóstego miesiąca roku została zapożyczona przez większość języków europejskich. Na ziemiach polskich nazywano ten miesiąc ugornik, zok, czerwień. Słowo zok oznaczało w języku naszych przodków konika polnego, byłby więc to miesiąc konikowy, jak pisze Z. Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” z pocz. XX w. Ostatnie słowo jest już znajome, bo bliskie współczesnej nazwie czerwiec. Większość badaczy jest zgodna, pochodzi ona od maleńkiego owada z rzędu pluskwiaków – czerwca polskiego. Jego czerwone larwy żerują na niepozornej roślince o nazwie czerwiec trwały. Ten mały pluskwiak przez całe średniowiecze był jedynym źródłem czerwonego barwnika do tkanin dla Europy. Jak łatwo się domyślić z jego nazwy i polskiej i łacińskiej (Porphyrophora polonica), to Polska była właśnie jego głównym dostarczycielem. Pora zbioru larw zaczynała się w szóstym miesiącu roku. I tak wyjaśniło się porzekadło: „W czerwcu pod czerwcem siedzi czerwiec”. Kobiety wiejskie wyrywały roślinkę czerwca trwałego, następnie otrzepywały larwy na lniane płachty i wsadzały ziele ponownie w ziemię. Czerwiec polski stracił na wartości, gdy zaczęto przywozić z Ameryki wydajniejszy barwnik, tzw. koszenilę. Wielu utraciło wtedy znaczne źródło dochodu i nie mogło już powiedzieć: „Czerwiec się czerwieni, będzie dość w kieszeni”. Ksiądz J. K. Kluk w „Dykcjonarzu roślinnym” z 1811 r. w apelował do rodaków: „Prawda że do równości farby iedna część Amerykańska wyrowna dwom naszym, ale za to nasza iest kraiowa, i daleko taniey wypada”. Mimo tych apeli tylko na wsi przetrwał czerwiec polski jako źródło barwnika niemalże do XIX w.
Mawiano: „Czerwiec – przerwiec, bo przerywa gospodarkę aż do żniwa”. Zbliżał się czas wielkiej batalii rolników o chleb – żniwa. Z niepokojem obserwowano zboże na polach mawiając: „W czerwcu się pokaże co nam Bóg da w darze”. Starano się też przepowiedzieć pogodę we żniwa. Bardzo ważnym pod tym względem był dzień św. Medarda (8.06.) „Jaki w Medarda dzień, taka będzie cała żeń”. Złowrogo brzmiał prognostyk: „Deszcz na Wita, źle z jęczmiony, źle na żyta, a gdy jeszcze Chrzciciel pokropi już i wtedy nikt nie skopi” (15.06. i 24.06). Dzień św. Jana Chrzciciela był sygnałem do sianokosów: „Już świętego Jana, idźmy do siana”. Utrapieniem wsi były zdarzające się w tym czasie deszcze co odnotował Reymont w Chłopach: „Zacznij sianokosy, zapłaczą wnet niebiosy”. Strzyżono wtedy też owce: „Po świętym Janie nie będziesz chodził w kożuchu baranie, pójdą twoje włoski pannom na pończoszki”. 23 czerwca zaczyna się lato. W mieście myślimy już o wakacjach i snujemy plany urlopowe, ale na wsi do dziś aktualne jest porzekadło „Kto latem próżnuje w zimie głód poczuje”.
Dorota Kunicka
Muzeum Etnograficzne w Social Mediach