Lipień, lipnik, lipiec
28.07.2009
Piąty miesiąc w kalendarzu dawnych Rzymian nazywał się Quintilis, później nadano mu nazwę Julius na cześć Juliusza Cezara i to ona została w większości języków w Europie. W Polsce zaś nazywany był lipień, lipnik, lipiec. Słusznie wszystkim kojarzy się z lipą. Z. Gloger napisał w Encyklopedii staropolskiej na początku XX w. Lipiec, z lip kwiatu rzeczony. Warto jeszcze dodać, że tak samo nazywa się miód pozyskiwany w tym miesiącu. Odwołajmy się tym razem do II tomu Słownika języka polskiego S. B. Lindego z 1855 roku: W każdym ulu znajdziesz we śrzodku lipiec, który przez ten czas tylko, kiedy lipa kwitnie pszczoła robi.
Lipiec to na wsi czas wytężonej pracy, więc brak w nim świętowania. Wprawdzie jeszcze niedawno, bo do roku 1990 w naszym kraju obchodzono w dniu 22 lipca święto w rocznicę uchwalenia manifestu PKWN. Organizowano wtedy festyny, ustawiano stragany z deficytowymi towarami, budki z lodami „Bambino” i saturatory z wodą sodową (czystą albo z sokiem) podawaną w szklankach, z których piło całe miasto, no i co najważniejsze był to dzień wolny od pracy rodacy, oczywiście w mieście, bo na wsi raczej mało kto się tym świętem przejmował, ważniejsze były żniwa. Dziś o święcie zapomniano, nikt nie myśli o festynach, towarów deficytowych już nie ma, wodę do picia można kupić w butelce a lody o różnych smakach je się wtedy, kiedy się chce.
Lipiec to zazwyczaj miesiąc gorący, jak mówi porzekadło: Lipiec lubi przypiec. Jednak wśród ludowych prognostyków związanych z lipcem najwięcej jest tych wyrażających obawę przed deszczem, bo deszcz w porze żniw był największym wrogiem rolnika. Zdarzały się deszcze i chłody, np. w Siedmiu Braci Śpiących (10.07.). Mawiano: Siedmiu braci ziemniaki znaczy. Jak pogoda, to żyją, jak deszcz pada, to gniją. Kolejny dzień deszczowy zdarzał się w świętą Małgorzatę (20.07.) i był groźny dla orzechów: Deszcz na Małgorzatę jest orzechom na stratę. Najbardziej ulewne deszcze padały jednak około św. Jakuba Apostoła (25.07.) i nazywano je „jakubówkami”. Do dziś można spotkać się na wsi z powiedzeniem „Leje jak na jakubówkę”. Te czasem kilkudniowe ulewy powodowały nieraz wylewy Wisły i jej górnych dopływów co znalazło odzwierciedlenie w porzekadle: Na jakubówkę traci Holender i zboże, i krówkę. Holendrzy budowali swoje osady w dolinie Wisły, na terenach zalewowych i choć byli mistrzami w obronie przed powodziami to i oni często w czasie „jakubówek” tracili dobytek w wyniku wylewów Wisły. Na szczęście „jakubówka” nie zdarza się co roku!
Dorota Kunicka

Muzeum Etnograficzne w Social Mediach