Czas, gdy nie było co włożyć do garnka
13.05.2009
Zbliża się czas przednówka, dla nas współczesnych mający już tylko zabarwienie historyczne. Jeszcze po II wojnie światowej na wsiach był to bardzo realny czas głodu.
Nieuchronnie kończyły się już bowiem zapasy. Najbardziej dokuczliwy był przednówek w gospodarstwach małych i średnich. Najpierw spożywano potrawy z resztek zapasów, stosując różne przymieszki. Nadgniłe ziemniaki i obierzyny suszono, tłuczono w stępie i z tak uzyskanej „mąki” robiono czarne, gorzkie kluski. Do gotowanych ziemniaków dodawano ugotowane i posiekane liście ostrożnia łąkowego, przy czym spożycie większej ilości tej rośliny groziło opuchlizną, ale mawiano wtedy „Lepiej puchnąć od jedzenia niż z głodu”. Stare sadło gospodyni zawijała w płócienną szmatkę i wkładała do gotującej się strawy. To, co zostało w szmatce, wykorzystywała przy następnym gotowaniu, aż wreszcie ostatni raz wrzucano do potrawy tylko zatłuszczoną szmatkę. Jeżeli uchowało się jeszcze trochę mąki na placki czy chleb, dodawano do niej kasztany, korę brzozową lub dębową a nawet trociny. Bardzo dobrym dodatkiem do mąki były wysuszone i zmielone kłącza perzu (zawierają dużo skrobi), zwanego też „pyrzem”. Znalazło to odzwierciedlenie w porzekadle „lepszy pyrz niż nic”. W Norwegii jeszcze w XIX w. popularnym dodatkiem do ciasta była zmielona kora wiązu. Gdy resztki zapasów kończyły się, sięgano po to co rosło już na łąkach, w lasach, na miedzach i wtedy mieszkańcy wsi nie pogardzili żadną rośliną, która nadawała się do jedzenia.
Nie gardzono nawet trawą
Niektóre z roślin jadano w stanie surowym, jak na przykład szczyty najmłodszych pędów sosen (zwłaszcza w Borach Tucholskich), najmłodsze liście buku o przyjemnym kwaskowatym smaku, listki maleńkiego szczawika zajęczego, szczaw czy bazie wierzby. Niektóre rośliny nadawały się do spożycia jedynie po przetworzeniu. Podziemne bulwki wiązówki bulwkowatej przygotowywano jak ziemniaki i jak one są bogate w skrobię. Młode liście tej rośliny przyrządzano jak sałatę. Na Śląsku gdzie nazywano ją „bulwionką”, jej duże spożycie doprowadziło niemal do wyginięcia tej rośliny. Liście pospolitej pokrzywy służyły po ugotowaniu jako dodatek do potraw: zup, ziemniaków a młode pędy pokrzywy jadano po sparzeniu wrzątkiem jako samodzielną potrawę. Zupy przyrządzano też z zakwaszonych liści barszczu zwyczajnego, szczawiu, czy komosy białej tzw. lebiody. Na Mazowszu zarówno komosę, jak i przyrządzoną z niej polewkę nazywano „chwaćką”. Bardzo młode pędy chmielu spożywano zarówno w stanie surowym jak i po krótkim gotowaniu. W najgorszej sytuacji sięgano nawet po zwykłą trawę.
Głód przednówkowy dotykał także zwierzęta gospodarskie. Kończyły się także zapasy paszy. I tu korzystano z zasobów natury. Zmielone korzenie dziewanny zawierające dużo tłuszczy i soli mineralnych stosowano jako domieszki do paszy dla kur, na które wpływał tucząco. Drób skarmiano siekanymi listkami pokrzywy. Świnie karmiono żołędziami dębu, szyszkojagodami jałowca. Bydłu, owcom, kozom czy koniom dodawano do paszy szczyty młodych pędów sosen, posiekane i ugotowane kłącza perzu, szczaw, świeże liście grabu a nawet liście wierzby, ale te tylko do św. Jana.
Oddać na służbę za worek mąki
Powtarzające się co roku okresy przednówkowego głodu, w czasie których pożywienie było mało wartościowe i ograniczone do 1 posiłku dziennie, powodowały liczne choroby i wymieranie najuboższej ludności, zwłaszcza dzieci i starców. Były też przyczyną kradzieży żywności czy oddawania dzieci na służbę za worek mąki. Biedni zapożyczali się u bogatych lub najmowali się do ciężkiej pracy za „miskę polewki”.
Dorota Kunicka
Muzeum Etnograficzne w Social Mediach